Tralala oto ja

Tralala oto ja

środa, 23 listopada 2016

Czy trzeba być super laską żeby być biegaczką???

Wchodziłyśmy z Blendi do biura zawodów i minęła nas taka no delikatnie mówiąc super laska 😋 . Prześliczna dziewczyna z nogami do nieba, talią osy, wielkimi oczami i w szpilkach do tego takich z 10cm tak na dobicie nas hehe. A obie byłyśmy raczej na sportowo ubrane. Blendi wtedy powiedziała:
- Ło matko, co my tu robimy!!!!
- Jak to co będziemy biegać jak ta Pani. - Powiedziałam.
To było przed Biegiem Ptolemeusza, a na drugi dzień na trasie mijałam tą Panią i została za mną 😉 (bo przecież taka prędka jestem hehe).

Jak zaczynałam biegać myślałam, że biegać to mogą tylko super laski, że trzeba być taką sprężystą super łanią z piękną małą dupką i sześciopakiem. I wiecie co, już dawno mi przeszło hehe. Na początku nawet trudno mi było mówić o sobie, że jestem biegaczką, bo mi głupio było, bo ja taka niewymiarowa. Teraz mówię to z dumą, choć daleko mi do sprężystej łani 😉 Nauczyłam się tego!



Dobra żeby nie było tak pięknie, nie będę Wam ściemniać, że nie mam kompleksów. MAM! No szok wiem nie jestem idealna hehe NIKT NIE JEST! Odziedziczyłam po mojej Mamie a ona po Babci a ta po Prababci takie tam szerokie sexy, ( ofkors 😋 ) bioderka. i juz je będę miała zawsze nawet jak zeszkapieje do reszty 😃 A te moje super biodra, choć idzie je ukryć na przykład w pięknej sukience to już w leginsiorach wyglądają OKAZALE 😉  Także olewam moje genetyczne obciążenie po całości, bo w leginsach mi wygodnie i już! Ziopka moja 8 letnia córka mówi mi kiedyś przed treningiem:
- Ach mama tylko te Twoje bioderka.
Odpowiedziałam jej wtedy tak:
- Zosiu kochana Ty pewnie też będziesz miała kiedyś mamowe biodra i już. Miała Babcia, Prababcia będziesz miała i Ty.
A moje mądre dziecko powiedziało mi tak:
- I co z tego Twoja Babcia miała a walczyła na wojnie!
 Jakie fajne jest to, co powiedziała, po jakiego grzyba mam się martwić tymi biodrami, będą mnie wkurzały zawsze, ale nie zamierzam tracić radości życia z ich powodu!
Także biegam sobie frywolnie a moje bioderka podskakują razem ze mną 😉



No i teraz będzie APEL, a może taka trochę rada 😉 
Jeżeli jesteś dziewczyną, kobietą nawet babcią a rezygnujesz z aktywności fizycznej, bo masz jakieś tam kompleksy, lub jesteś chłopakiem, facetem, dziadkiem czy innym supermenem a nie chcesz się ruszyć przez np. brzuchacza TO (będzie bez ogródek uprzedzam):

Durnyś durnowaty TAK JAK JA byłam kiedyś😉 To po pierwsze.

 Po drugie nie ma, co się łudzić, że za drzwiami czekają świetni superowi ludzie, którzy tam stoją z transparentami w stylu: ,,Dasz radę!", ,,Jesteś wielki!" i będą Cię podziwiać i trzymać za rączkę i czule szeptać do ucha same komplementy. NIE! Za to na pewno znajdą się tacy, którzy Cię wyśmieją i dowalą z całych sił i to jest pewnik!
Jakiś rok temu, biegłam sobie oczywiście wieczorem po moim osiedlu, ciemno zimno jak to jesienią. Wbiegłam na górkę a na niej jest wiadukt kolejowy i trzeba przebiec przez taki mały tunel. No i wtedy trafiłam po raz pierwszy na grupę takich osiedlowych ,, młodych gniewnych”, co to pod tym wiaduktem stali i coś tam spożywali. Oj nasłuchałam się wtedy, było grubo.... i nie miło, ale poleciałam dalej z taka złością w sobie, taką, która dała mi tylko sił do biegu! I właśnie każdy taki piękny epitecik w stylu zasapanej baby trzeba nauczyć się zamieniać w kopa, wielkiego kopa siły i mocy! I gnać dalej😉  Bo ja sobie hasam radośnie drugi rok, przebiegłam już dwa półmaratony a oni tam ciągle stoją i spożywają zawieszeni w nicości....

Po trzecie uwierzcie mi po jakimś czasie to, co robicie zacznie wam dawać taką frajdę, taką energię i siłę do życia, że będziecie mieli w dupie te swoje kompleksy!!!!!

I po czwarte w końcu spotkacie ich, tych właściwych, którzy Was wesprą, doradzą, opowiedzą swoją historię, podadzą rękę w potrzebie i w końcu namalują transparent na zawody! No a wtedy to już na pewno swoje kompleksy będziecie mieli w DUPIE hehe. Ja znalazłam takie osoby, nie wszystkie są na zdjęciach, ale wiedzą, że piszę o nich 😚





No i na koniec pewnie, że chciałabym być super laską, ale nie bycie nią nie odbiera mi frajdy z życia!
A tak na marginesie to zawsze będę super laską dla kilku ważnych osób w moim życiu i to się liczy!
A teraz jest godzina 12 i zabieram swój sexy zadek na mały trening. Si ja...

 

sobota, 12 listopada 2016

Kolejkowy zawrót głowy czyli Bieg Niepodległości w Poznaniu.

Pi pi pi pi pi pi.......(budzik) już jest 4.15 MASAKRA, po co ja się zapisałam na ten durny bieg!!! Dobra wstałam i poczłapałam do łazienki po drodze opisując swe szczęście piękną polszczyzną hehe, szybki prysznic, mały mejkapik, wskoczyłam w ubranko biegowe, które już czekało i poszłam szykować prowiant na drogę. Zrobiłam worek bułek z dżemem, bo na pewno się przydadzą, termos kawy, spakowałam kilogram bananów i byłam redy!  No i zerknęłam za okno wtedy a tam akurat przyszła sobie zima, tak ku radości mojej i moich współpodróżników.


Do Poznania jechaliśmy w piątkę była Ania zwana dalej Blendi moja best friend, Ela szalona Pani Profesor z pięknymi marzeniami, Łukasz kuzyn mojej holowniczki Katarzyny i wkrótce Tata, Miłosz nasz 18 letni organizator Biegu Leśną Ścieżką i przyszły maturzysta, no i ja (o mnie wiecie wszystko hehe). Wszyscy prze-szczęśliwi i uśmiechnięci od ucha do ucha ( mam nadzieję, że kumacie ironię) upakowaliśmy się do małego zielonego autka Blendi zwanego dalej żabką i pomknęliśmy w kierunku Poznania. Jak tylko ruszyliśmy od razu ustaliliśmy, że nam się wcale nie chce jechać, pogoda jest do bani a reszta kraju teraz śpi, co nas wkur..a straszliwie i od razu zrobiło się wesoło na pokładzie ;)


 Blendi mknęła żabką całe 60 na godzinę w pierwszej śnieżycy tej jesieni a w aucie humory dopisywały były opowieści o przygodach rowerowych Eli, o fotoradarach i mandatach, o rozlicznych wypadkach rowerowych Miłosza, o jego pierwszym maratonie i o tym, że biegł z taką starszą Panią koło 40-ki hehe. Czyli że niby taką starszą jak ja, bo niestety w całym tym wesołym zielonym autku byłam najstarszą biegaczką i co z tego i w dupie z tym!
Podróż ciągnęłaby się w nieskończoność, ale na szczęście zrobiło się jasno i Blendi przyśpieszyła! Dojechaliśmy do Poznania, znaleźliśmy parking i udaliśmy się do biura zawodów.
No i tu zaczyna się opowieść kolejkowa jak za dobrych czasów PRL;)
Biuro zawodów to była jedna wielka kolejka, w której nawet ciężko było znaleźć koniec, bo tak się wiła. Wielka hala ludzi i każdy stał w jakiejś kolejce. Bo kolejek było kilka. Pierwsza po numer startowy, ja trafiłam akurat do krótkiej, ale Blendi z Miłoszem utknęli w długaśnej. Następna kolejka po wodę zaliczona. Kolejka po koszulkę no z tą to było wesoło, bo najpierw trzeba było znaleźć koniec kolejki a wszędzie był środek, kolejka się wiła i wiła i nagle się rozpłynęła, bo okazało się, że koszulki wydają tam gdzie depozyt i wszyscy rzucili się do kilku innych kolejek. Mam nadzieję, że się nie pogubiliście w opowieści kolejkowej, bo to dopiero początek ;) Potem było zamieszanie koszulkowe, bo Ela dostała koszulkę w wersji dla bobasa, Blendi dostała M i nie było tak źle a ja dostałam męską L, bo przecież kobiety to produkują tylko w rozmiarze S i M a L-ki to już nie potrzebują wcięcia w talii i chętnie będą wyglądały jak wieloryby ;) Chłopakom koszulki przypasowały. No nic ubraliśmy się w swoje biało czerwone wdzianka, przypięliśmy numerki i heja do następnej kolejki ;) tym razem depozyt, zaliczony została nam jeszcze przed startem tylko jedna kolejka, ale najważniejsza!!!!! Kolejka do TOALETY zawsze jest długa i zawsze jest wesoło!
Po zaliczeniu najważniejszej kolejki ever przyszła pora na fotki no, bo bez foty nie ma biegania była, więc sesja w trakcie naszej rozgrzewko - pogawędki. Potem ustaliliśmy strategię na po biegu wymieniliśmy się numerami telefonów i ruszyliśmy na start.



 Było zimno, bardzo zimno, ale tylko do czasu jak usłyszeliśmy muzykę no wtedy to już nam się chciało, bardzo chciało było mega fajowo na starcie głośna muza, tłumy biegaczy, wszyscy uśmiechnięci i podekscytowani. Chłopaki polecieli do stref dla strusiów a my  znalazłyśmy swoją strefę i zaczęłyśmy szaleć. Tak naprawdę to stanęłyśmy w kolejnej kolejce ;) tym razem do startu. Bo jak startuje 10000 ludzi to start trwa ładnych parę minut.
No i ruszyliśmy było super tłok na trasie to normalna sprawa jak startuje tylu ludzi i uważam, że nie ma co narzekać, bo każdy wie na co się pisze. Trasa bardzo fajna na pierwszych 5 km były podbiegi a potem zaczęły się zbiegi biegło się naprawdę super. Aż do 9 km, bo wtedy poczułam jak bardzo jestem zmęczona. Jestem po 3 tygodniowej przerwie w bieganiu i kontuzji biodra, które niestety jeszcze trochę pobolewa i tak naprawdę zakładałam, że pobiegnę o wiele wolniej, ale na tym 9 km wiedziałam, że mam szansę pobiec poniżej godziny. Dlatego cisnęłam dalej, ktoś przede mną powiedział, że zaraz jest zakręt a za nim meta, więc przyśpieszyłam jeszcze wbiegłam w zakręt wypadłam zza niego i......... wpadłam na kolejkę do mety!!!!! Jedyną kolejkę, która mnie wkurzyła na maxa! Byłam naprawdę zła przede mną stał tłum ludzi do linii mety było kilka metrów, a w zasadzie dwóch linii, które trzeba było przekroczyć żeby zameldować się na mecie i nie mogłam zrobić nic! Wtedy naprawdę zrobiło mi się przykro i smutno i przez to wszystko nawet nie zapauzowałam zegarka! Dopiero ktoś obok mi powiedział nie przejmuj się wyłącz zegarek i tak zrobiłam.
Na zegarku było 59.58 i humor mi się poprawił, pomyślałam sobie nie ważne, jaki będzie oficjalny wynik zrobiłaś to!!!!! Wiecie jak teraz to piszę to nawet mam łzy w oczach, bo jeszcze dwa tygodnie temu myślałam, że w ogóle nie wystartuje przez to biodro. A udało się i w dupie z oficjalnym wynikiem zrobiłam to dla siebie i dla własnej satysfakcji!!!!!



Ale wróćmy do kolejki na metę w końcu przez nią przeszłam i był to mój pierwszy raz, kiedy weszłam na metę hehe ;) zaraz za metą znalazłam Elę i razem trwałyśmy dalej w kolejce, bo to oczywiście nie koniec. Dalej była kolejka po medale, kolejka po wodę i kolejka po rogale. Wielki tłum mokrych i marznących biegaczy czekał na swoje zasłużone nagrody. Doczekałyśmy się i pobiegłyśmy do naszych strusi, którzy stali pod bilbordem I LOVE JEŻYCE ;) Jeszcze kilka fotek z rogalami i medalami i pognaliśmy biegiem do biura zawodów, bo z zimna straciliśmy czucie w palcach.
Na szczęście kolejka do depozytu nasza ostatnia kolejka była krótka i po kilkunastu minutach było nam już ciepło i sucho!
I wyszło słońce :) pojechaliśmy jeszcze do cukierni kupić baaardzo drogie i baaardzo kaloryczne rogale świętomarcińskie dla ziomali z Kalisza i ruszyliśmy naszym wesołym zielonym wozikiem do domu.
No i co mam wam teraz na koniec napisać, że organizacja była do dupy BYŁA, że byłam zła BYŁAM, ale siedzę tu teraz i mi się paszcza śmieje. Lubię biegać, kocham atmosferę zawodów, uwielbiam udowadniać sobie, że mogę więcej no i kocham rogale świętomarcińskie a to wszystko tam było! Dlatego całą tą przygodę wspominam z uśmiechem a medal mam najcudowniejszy na świecie, długi i twardy i zasłużyłam na niego!