Tralala oto ja

Tralala oto ja

sobota, 31 października 2015

Mam w domu Karalucha !!!! Czyli faceci wydają kasę na głupoty.

Spokojnie nie robala! Pisałam ostatnio przy okazji studiowania gazetki Lidlowej że małżonek mój ma taka małą obsesyjkę związaną z nożami. Otóż wstałam dziś rano i przy porannej kawce myślę sobie a co mi tam raz się żyje napiszę o tym. Tam ta ram tam będzie strasznie tak halloweenowo (nie nie obchodzę!!!)z ostrymi narzędziami w tle. Piję tą kawę i tak sobie obmyślam plan. Do kuchni przyczłapał ów małżonek wiedziony zapachem kawy, normalnie jak w reklamie hehe. Pytam go:
Hej M jak nazywają się tacy survivalowcy co to wszystkie armagedony przetrwają?
Karaluchy- odpowiedział rozbawiony hahaha ale śmieszne, i zaczął wykład o jakiś naukowcach co to stwierdzili że takie karaluchy to nawet wybuch bomby atomowej przetrwają. Dobra dobra sobie myślę ja ci dam karalucha sam chciałeś!!!!!
Mam więc w domu KARALUCHA dużego wypasionego trochę włochatego, broda te sprawy, przygotowanego na każdy armagedon świata!!!!
Wikipedia: Karaluch, karaczan wschodni (Blatta orientalis, przestarzałe z tur. – karakon) – owad synantropijny (żyjący w siedliskach człowieka). Żyje w kuchniach, magazynach, wyjadając produkty żywnościowe. Całkiem udany opis :-)Długość do 3 cm no tu się nie zgadza. Ubarwienie czerwone do czarno-brązowego - zdarza się. Dobrze rozwinięta druga para skrzydeł hmmm . Długie czułki - no w tym przypadku tylko jedna sztuka hehe. Wszystkożerne – idealny opis. Najchętniej gromadzą się w szparach i szczelinach oraz w miejscach wilgotnych uuuu to już porno więc na tym skończę.
Mój karaluch ma w domu, no może i w pracy ale nic oficjalnie mi o tym nie wiadomo, drewnianą skrzynię zamkniętą na piękną, lśniącą kłódkę. W owej skrzyni znajduje się cały skarb czyli takie zabezpieczenie karalucha w razie W. W skrzyni są noże i dostanę za to ochrzan bo się nie znam a tam wszystko ma inną nazwę i przeznaczenie, chociaż to wszystko są noże i według mnie wystarczyłby jeden!!!!! Ale opiszę wam jak ja to widzę są tam noże krótkie, długie, i jeszcze dłuższe, scyzoryki małe większe i jeszcze większe, w różnych kolorach i fasonach. Oprócz noży takich na niedźwiedzie, jelenie i inne gady są takie małe hajtaki np na grzyby idealne, są też i tu mój M będzie ze mnie dumny multitoole takie jakby obcęgi wszystko w jednym. No tych multitoolów jest kilka oczywiście! Nie moi drodzy na tym nie koniec w skrzynce są jeszcze inne dziwne dziwadła, których przeznaczenia nie znam no z wyjątkiem krzesiwa, kompasu i zapałek sztormowych ha są takie i niby nawet w deszczu nie zgasną taaaa jasne. Maciek ostatnio mówi do taty:
Ty tata jak przyjdą ruskie to ty tą swoją skrzynkę weź pod pachę i już będziesz gotowy na wojnę :-)
Pomyślicie co to za karaluch jak to wszystko w skrzyni trzyma. Nie w skrzyni to są tylko zapasowe jakby się te podręczne zepsuły. Takie podstawowe narzędzia survivalowe mój M nosi przy sobie. I są to scyzoryk, nóż, dwa multitoole, latarka i pewnie jeszcze coś o czym nie wiem! Waży to wszystko kilka kilo ale zawsze trzeba to mieć przy sobie!
Potrzebowałam ostatnio do szkoły obcęgi do drutu no to grzecznie poprosiłam mojego małżonka żeby mi taki multitool sprezentował, chwilę się wahał ale dobra pożyczył. Ogołocił go najpierw z jakiś końcówek i innych dodatków żebym ich czasem nie zgubiła i podał mi drżącymi rękami ten cud techniki. Ciepnęłam dziadostwo do torebki ubolewając że takie ciężkie. Na czole M pojawiły się kropelki potu, oczy szeroko się otworzyły i powiedział cicho, spokojnie i powoli:
Ty żona to jest z TYTANU! ( po autoryzacji posta okazało się, że ma wkładki tytanowe ale wtedy mówił, że z tytanu i koniec)
Ło matko no i co ?
Z tytanu powtórzył.
No dobra powoli zaczęłam kumać, znaczy drogie było.
To ile to to kosztowało? Spytałam grzecznie choć pozę miałam no nie da się ukryć wrednej żony! Po chwili wahania padła cena.
Jezus Maria, Wszyscy święci Ty wiesz ile za to by było sukienek!!!! Tym razem ja zbladłam, pot pojawił się na moim czole a nogi się ugięły!
Oczywiście zaraz dostałam wykład o tym że to najlepsze na świecie jest, ma dożywotnią gwarancję i w ogóle no żyć bez tego się nie da! Wzięłam ten cud techniki do szkoły ale nawet nie wyjęłam, bo bałam się, że mi zginie.
Mam więc w domu mojego własnego karalucha, co ma narzędzia wszelakie w ilościach przeraźliwych, które kosztowały fortunę i które czule ostrzy specjalną ostrzałką w specjalnie do tego zorganizowanym miejscu. Robi to powoli i w skupieniu a cały stres pryska z jego głowy! Trudno niech sobie ma te wszystkie dzidy i hajtaki, skoro ja mam w torebce cztery błyszczyki i dwie pomadki to on może mieć te swoje nożyki. Przynajmniej jak rasowa żona mam na co ponarzekać, jak się moja wredota odezwie! Oby nie wyczaił tych sześciu pomadek w drugiej torebce bo będzie awantura hehe!

środa, 28 października 2015

Tata daje radę, czyli horror jak mamy nie ma.

Szykował się cudowny wieczór. W domu posprzątane, dzieci lekcje zrobiły pójdę pobiegać normalnie idealny wieczór jak nie co dzień pomyślałam. I taka malutka, maluteńka myśl przemknęła mi przez głowę, że się pewnie wszystko zaraz rypnie bo to zbyt piękne. Ale nic tam to tylko daje o sobie znać mój przewlekły pesymizm pomyślałam. Wystroiłam się w mój biegaczkowy trykocik, słuchawki w uszy jakaś fajna muzyczka hmmm no niech będzie na początek coś żwawego np AC/DC :-)jeszcze tylko kontrolny look na chałupę, wszyscy żywi mogę lecieć. Pobiegłam wieczór super księżyc świecił, a uwielbiam biegać z księżycem, trochę pomyślałam, postękałam, zrobiłam kilka swoich ulubionych kółeczek, wdrapałam się cztery razy pod górkę z jęzorem przy ziemi. Normalnie idealny wieczór pomyślałam. Nie zdając sobie sprawy z tego, że koniec mojego szczęścia jest bliski a w domu rozgrywa się prawdziwy HORROR!!!!! BUM dzwoni małżonek, ło matko myślę sobie co się dzieje nigdy nie dzwoni jak biegam.
-Gdzie ty jesteś!!! Krzyczy do słuchawki
-No biegam zaraz wracam
-To się pośpiesz Maćkowi weszła ość w migdał i nie mogę jej wyciągnąć! W tle słychać charczącego syna (o cho o podkład zadbał)i się rozłączył.
No co się działo wtedy w mojej głowie hmmm od czego zacząć? Po pierwsze: no tak zostawić go samego z dziećmi to się biedactwa pozabijają. Po drugie uduszę go! Po trzecie jak ja mam przyśpieszyć skoro już jestem wykończona. Po czwarte co on jadł za rybę, przecież w lodówce była tylko stara makrela dla kotów. Po piąte jak tą ość wyjąć? Po szóste uduszę go! Po siódme może trzeba będzie do szpitala jechać! No myśli miałam różne i zapomniałam o cudownym wieczorze i wielgachnym księżycu który się do mnie uśmiechał, już się nie uśmiechał! Jeszcze tylko z górki potem mała górka zakręt i będę prawie w domu. Małżonek nie dzwoni albo jest tak źle albo już nie wiem co. Przyśpieszyłam, wypadłam zza zakrętu patrzę a przed domem stoi M!! Co to oznacza nie wiem biegnę dalej, na horyzoncie pojawiła się też sąsiadka oj myślę nie jest dobrze, sąsiad Boże jakiś armagedon!! Biegnę i krzyczę pakuj się do auta trzeba na pogotowie jechać!!! Ale DUMNY OJCIEC przemówił już wyjąłem i stanął wyprostowany niczym superbohater a księżyc oświetlał jego lico! Dobiegłam wreszcie! Olałam męża i lecę do domu obejrzeć dziecię, po drodze minęłam jeszcze sąsiadkę, która krzyczała że mam męża bohatera. Dziecko roześmiane, całe, zdrowe no z wyjątkiem głosu bo całkiem ochrypł podczas zabiegu. Tak tak zabiegu może raczej lekkiego horroru!
-Mama mama wiesz co tata mi tym chciał wyjąć tą ość i macha takim meeeeega widelcem do pieczeni co to ma ze 20 cm, zbladłam, ale w końcu użył nożyczek do kurczaka a i rzygałem opowiedział mi wszystko z dumą syn! No to się działo. Poszłam do łazienki bo tam małżonek sprzątał pole bitwy i jakoś tak mi ta złość, przeszła.
Dałeś radę mówię a potem był tulas uznaniowy :-) Ale wiesz ta makrela to już taka stara była dla kotów, jak ty go pilnowałeś? Hehe nie mogłam się powstrzymać, wyszła ze mnie moja wredota.
Na zdjęciu widoczne narzędzia chirurgiczne ;-)

wtorek, 27 października 2015

Wieczorne igraszki. Czyli o rozrywkach w łóżku!!

UWAGA POST NIE JEST SPONSOROWANY :-)!!!
Wieczór jak wieczór ciemno, zimno czas do wyra pomyślałam, wcześnie jeszcze było to się na bóstwo zrobiłam i hyc do łóżka czekam......Czekam, czekam, czekam no dobra zaraz się skończy ciepła woda to w końcu przyjdzie. O idzie przybrałam pozę zachętną. A tu szok, niedowierzanie małżonek niesie gadżet!!!! Tam ta ram tammmm jest, coś o czym marzy każda kobieta w łóżku przed snem GAZETKA Z LIDLA! Już nie napiszę co mi opadło hehe ale opadło wszystko!!! Ale nic tam pozostałam w owej pozie licząc na uwagę, niestety przegrałam, zaczytał się po drodze. Dobra myślę sobie szybko przeleci (gazetę ofkors) i przerzuci się na mnie. O ja głupia nie miałam szans na pierwszej stronie były kabanosy pieczone bez sztucznych barwników. Tydzień polski obok krakowianka pręży się w stroju ludowym.
Ciekawe jak ja bym wyglądała w takim stroju- zagadałam.
Uhm- odpowiedział jak zwykle całym zdaniem.
Poddałam się porzuciłam pozę zachętną i przyłączyłam do studiowania owego naukowego pisma. Ser królewski na pierwszej stronie nas nie zachwycił więc przeszliśmy do drugiej. Ciąg dalszy polskiego tygodnia i tym razem uroczy pan w stroju ludowym (niestety w stroju :-) )i znowu kabanosy tym razem kruche, ło matko a obok POLICZKI WOŁOWE to się jada? O ja niedoświadczona kulinarnie prostaczka! Pasztet Pieczony premium, ze śliwką, z jabłkiem, z pieprzem i z gęsiną ufff przebrnęliśmy przez pasztety. Wiecie co mnie najbardziej zachwyciło na tej stronie, nie nie krakowiaczek jeden bo miał za krótką brodę ale cytuję tak było napisane "PROSTE HISTORIE KLUSKI ŚLĄSKIE Z MIĘSEM" brakuje podkładu muzycznego, ach jak romantycznie normalnie świecy brakuje i nastrój już będzie! Trzecia strona, oj idzie wolno, znowu krakowianka, olałam babę ale coś dla mnie otręby owsiane i musli błonnikowe. Wyraziłam grzecznie swój zachwyt produktem i ceną a obok mnie zabrzmiało bleeeeeeeeeeeeeeeeeeee i trząchnęło mężem! Obok musli "MALINY W SYROPIE Z SOKAMI" jakimi sokami, dziwne dziwności. Strona czwarta o tu góral no ten całkiem chociaż brodę ma i filuterny kapelusik ale ubrań stanowczo za dużo. Iryski kusiły, malaga się śmiała a obok straszyły rogale Marcińskie szybko przeszliśmy dalej. OOOOOOO no teraz uśmiech zawitał na twarzy małżonka.
To rozumiem- powiedział z aprobatą.

Jak się domyślacie nie chodziło o musli czy inne trucizny tylko na stronie piątej w Tygodniu Polskim zaległo PIWO!!! Dobrze że obok były ryby bo trochę tam zmarudziliśmy. Nie no strona szósta dalej Tydzień Polski i znowu krakowianka :-( kiełbasa biała i szlacheckie przysmaki. O wreszcie coś dla mnie pomyślałam nie nie kolejne musli tylko proszek E w promocji!! Mąż również zauważył że ten produkt powinien zwrócić moja uwagę. O cho już coś było na rzeczy a jak przeszliśmy do następnej strony pod uroczym tytułem "Pieczenie Twoja pasja" to z figlarnej żony w super pozie zamieniłam się w kurę domową. HIT CENOWY laski wanilii przywołał cudownie słodkie wspomnienia o ciepłej szarlotce (nie mylić z American Pie hehe)No nie ile jeszcze stron ma ta gazetka pomyślałam, byliśmy dopiero na 13!! Na 14 trochę zmarudziłam bo były książki i jedną chyba kupię, potem jedzenie dla sikorek, oj niespodzianka strona 16 ciuszki!!!!! A jak ciuszki to myślę sobie może będzie bielizna i wrócimy do mojej zachętnej pozy!!!! Niestety były tylko botki i najmodniejsze, chyba bo sie nie znam, spodnie dziurawe!!! Przepraszam fachowo z modnymi przetarciami. Na stronie 19 okazało się że jestem naprawdę do bani jeżeli chodzi o modę, bo oto w prawym górnym rogu dumnie prężyła się pani w UWAGA tunice z SZENILI. No rozumiem szynszyli ale szenili to nie kumam! I raczej nie zakupię bo wyglądałabym jak furby, taka urocza puchata zabawka co gada (dla tych bezdzietnych)albo pomponik włochaty hehe. Spokojnie dziewczęta to dopiero od 2 listopada, pobiegniemy do lidlów bo lidlów jak mrówków w Kaliszu i zanurzymy swe dłonie we włochatych tuniczkach :-). Dobra wróćmy do owego romantycznego wieczoru. Stroje dziecięce olaliśmy (oj źli z nas rodzice)Na stronie 22 obczaiłam świeczki myślę sobie wrócę do tematu.
Może byśmy sobie świeczkę zapalili dla nastroju. Powiedziałam uroczo trzepiąc rzęsami.
Ale znowu Lidl mnie przebił na stronie 23 były noże! Kto zna mojego małżonka wie że noże to temat na kolejnego posta hehe taka mała obsesja. A potem były jeszcze młotowiertarki pneumatyczne i inne śrubki. Wyrzynarka, zestaw modelarski, zestaw narzędzi do mechaniki precyzyjnej, wiertła bity srity i pierdity!! Się nadęłam i już miałam wybuchnąć ale cóż to na stronie 28 dla równowagi CRIVIT DLA AKTYWNYCH. Mąż skupił się na rozgrzewającej poduszce na plecy i brzuch a ja studiowałam opis bezszwowego biustonosza sportowego. Takie cudo co to mega wygodne jest a z cycków robi placki! Potem były buty jakiś pulsoksymetr i łup MINIONKI, no po minionkach ciężko mi będzie wrócić do igraszek pomyślałam. Na szczęście pod minionkami pełna kolekcja filmów z Jamesem Bondem i te wszystkie bondowskie przystojniaki ( mój ulubiony Sean Connery)jest ochota wróciła.
Hej mój bondzie a może zajmiesz się swoją agentką w końcu- rzuciłam przybierając odpowiednią pozę.
NOOOOO zadziałało fuuu gazetka poszybowała hen...........
Nie szczegółów nie będzie, bo wtedy nawet z szarlotką w jednej ręce z kabanosem w drugiej, ubrana w szenilową tuniczkę wylądowałabym w garażu!
Jak widać nawet gazetka z Lidla daje radę jako gadżet sypialniany :-)

sobota, 24 października 2015

To ja jestem stara czy nie?

Był piękny jesienny dzień, słońce wpadało przez okno do domu a ja sącząc kawę z pięknej filiżanki wygrzewałam się w jego promieniach. Koniec sielanki przychodzi córka, znaczy Pani doktor córka taki etap w życiu ciągła zabawa w doktora.
Zofija pyta: Mamo mogę cię zbadać?
Ja: Córciu ale ja zdrowa jestem, i dodałam dla potwierdzenia wyjątkowo świetnie dziś się czuję.
Zofija: Mamuś to chociaż ci kartę założę tak na wszelki wypadek jak już się pochorujesz.
Ja: OK
Zofija: Wiek
Ja:18
Zofija: Mamo no mów!!
Ja: 18 mówię!
Zofija: MAMA !!!!!!!!!!!!
Ja: (się uparłam)18 i już!
Zofija: Się na ciebie obrażę jak mi nie powiesz!
Ja: no dobra 28 (powiedziałam z rezygnacją)
Zofija: OK 28 (zanotowała)A teraz tata ile masz lat pyta tatę który akurat wszedł do kuchni.
Tata: no 28 jak mama.
Zofija: nie żartuj ty masz więcej!
Tata: No dobra 38 (szybko się poddał hehe)
Zofija: UUUU ty to stary jesteś mama jeszcze nie !!!!!!
Koniec cytatu z zakładania mojej karty lekarskiej bo potem Pani doktor przeszła do wagi hahahaha.
Oczywiście jak się domyślacie wcale tych 28 nie mam tylko tyle co małyżonek czyli 38. Bardzo mnie ucieszył fakt że moja kochana Zofijka uwierzyła w moje niewinne kłamstewko. Nie wstydzę się swojego wieku za dwa lata skończę 40 to wtedy może się zacznę ukrywać na razie wydaje mi się że jestem młoda i zaliczam się do tak zwanej młodzieży. Serio nie wiem czy wy też tak macie jak ja ale jak ktoś mi mówi dzień dobry Proszę Pani to mi jakoś tak dziwnie jest.
Jak byłam mała to taki 18-latek to był stary gość, potem jak miałam te 18 to 30 latek, choć wtedy wydawał mi się np super atrakcyjnym facetem i tak był stary, a 40 latek to już była śmierć na nogach! Jest jak jest lata lecą i teraz 50 latek wydaje mi się jeszcze młody. Czyli jak zawsze punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Jaki z tego wniosek im jestem starsza tym jestem młodsza!!!!!!!!! O i tego się będę trzymać.
Nam kobietom jest łatwiej i trudniej. Łatwiej bo mamy te wszystkie swoje kremy, maseczki sreczki i inne pierdułeczki co to kosztują fortunę a i tak nic nie dają. Mamy farby do włosów no oczywiście wcale nie mamy siwych włosów tylko tak dla połysku farbujemy taaaaaaaaaaaaaa. Mamy wreszcie wszystkie te mazidła do panierki co by zapacykować to na co kremy nie pomogły. To ma nam niby pomagać, niby bo czasami to tylko pogarsza sprawę!! A dlaczego trudniej bo oczekuje się od nas że zawsze będziemy piękne i młode. Nawet rano po nieprzespanej nocy albo na kacyku obudzimy się piękne świeże jak świeżynki truskaweczki z długimi jak wróżki rzęsami i rumianymi policzkami jak Różyczka Cotton z Władcy Pierścieni. No nie wspomnę o idealnej fryzurze takiej świeżej lekko zwichrowanej ale bez żadnych gniazdek na czubku albo niesfornych napierzonych końcówek. Tego się oczekuje od nas kobiet w każdym wieku!
Zakupuję więc ku wielkiej radości mojego małyżonka niezbędne podkreślam niezbędne eliksiry i codziennie konserwuje swoje piękne ciało w nadziei, że ta zmarszczka na czole w końcu zniknie. A może ją w końcu pokocham bo mimo tej zmarszczki na czole, koło oka i jeszcze tajemnica gdzie, kilkudziesięciu siwych włosów, pośladków już nie tak jędrnych ciągle czuję się młoda i daję radę a córka sądzi że mam 28 lat.
A teraz o chłopach bo im wszystko uchodzi płazem nawet gadem. Poranny nieład na głowie uroczy, zmarszczki dodają powagi, siwe włosy (o te uwielbiam u facetów)dodają czaru, żyć nie umierać! A oni narzekają, że np w wieku 40 lat już są tacy starzy i konserwować się muszą! Tak tak oni też się konserwują tylko mają inne eliksiry i serumy na wszystko: wódeczki, naleweczki i moje ulubione łyskacze (też czasem stosuję podpatrzyłam u męskiej części rodziny).
I po tych swoich specyfikach czują się wyśmienicie i młodnieją bo nagle jak dzieci się zachowują ( ha nie mogłam się powstrzymać)!
Dobra późno już idę wcierać eliksiry i zastosować serum Jameson, może coś pomoże :-)Choć i tak mam ciągle 18 lat!!!!!!!

piątek, 23 października 2015

Skutki uboczne ! Czyli dlaczego nie warto biegać.

Na wstępie OSTRZEGAM że jest to post dla dorosłych i jak czytacie moje wypociny dzieciom do poduszki to tu nie radzę :-)
Kto mnie zna wie że cierpliwa to ja nie jestem. Dlatego zamiast dawkować wam moje szczęście i nieszczęście wynikające z biegania w 100 postach zrobię szybkie ciachu prachu i rozprawię się z tematem w kilku zdaniach. Mija rok od kiedy wpadłam na ową lampę, biegam nadal trzy cztery razy w tygodniu, trochę szybciej i trochę więcej, zaliczyłam pierwszą kontuzję, kupiłam suuuuuper drogie buty do biegania, zrobiły mi się w nich dziury (ku przerażeniu mojego męża bo trzeba będzie kupić nowe!!! :-). Przy okazji zostałam oskarżona o dywersję że specjalnie paznokci nie obcinam u nóg żeby mieć nowe buty, bo to od tych niby moich paznokci się te dziury zrobiły (ach rozgryzł mnie hehe). Przebiegłam swoją pierwszą piąteczkę teraz dychę :-) i zakochałam się!!!
ALE są też SKUTKI UBOCZNE biegania no żeby nie było tak tylko różowo i tralala.

Pierwszym podstawowym skutkiem ubocznym mojego biegania jest...... mega ochota na sex (ło boże mąż mnie ochrzani ale co tam ma być prawdziwie to jest!!). Jak byłam tym jeszcze rączym hipkiem to z tą ochotą było różnie jak to u kobiety zdarzały się globusy i inne bóle głowy i zwyczajne mi się nie chce, generalnie ciastka były na pierwszym miejscu. Zawsze lubiłam sex ale siły brakowało!! No niestety zaczęłam biegać i spokojne życie mi się nie chce, zamieniłam na mi się chce zawsze ku mam nadzieje uciesze mojego małyżonka!! Zniknęły bóle głowy, globusów prawie brak, siła i wigor powróciły, JAK ŻYĆ PANIE PREMIERZE JAK ŻYĆ. A tu człowiek coraz starszy wypadałoby się uspokoić w pewnych kwestiach. No cóż na razie nie ma mowy!!! Ciężkie życie jest biegaczki.

Drugim skutkiem ubocznym wynikającym nie tyle z biegania co z tego zakochania jest ciągła chęć mówienia o nim. Haha właśnie to robię zamiast pisać jakiegoś zgrabnego pościka o super ciastach lub no nie wiem jakiś trendach w modzie ja tu skrobię o bieganiu. Mogłabym o tym rozmawiać z każdym i ciągle więc przepraszam was wszystkich moi znajomi, przyjaciele, i nieprzyjaciele, sąsiedzi, panie w sklepie i panowie, mój mężu i drogie dzieci. Ale tak już jest że jak się coś kocha to się chce o tym gadać i gadać.

Trzecim skutkiem ubocznym jest niestety chudszy portfel. NIE NIE nie dajcie sobie wmówić że bieganie nic nie kosztuje!!! Dawno już moje dziurawe dresiki poszły w odstawkę, adidasy z czasów studiów już dawno nie żyją. Co gorsza te nowe biegowe też już wołają czas odpocząć! A reklamy kuszą i wszystko jest niezbędne! I wierzcie mi potrzeba duuuuuuuuuuuuuuużo samozaparcia żeby tego wszystkiego nie kupić. Zwłaszcza jak się jest kobietą i zawsze chce się pięknie wyglądać nawet jak się ma czerwoną jak burak puchę biega się po nocach i krętymi piwonickimi dróżkami. Wszystko ma w bieganiu pomagać, pomagają buty, pomagają specjalne skarpety, pomagają inne części garderoby nawet uwaga majtki mogą pomóc!!!! Ach strach się bać co by było gdybym w totka wygrała, wyglądałabym jak piękna świecąca choinka w gadżetach biegowych od palców u nóg aż po czubek głowy bo czapka też może pomóc!!! Może dobrze że jednak nie wygrałam w tego totka (no dobra mogę wygrać).

Czwartym skutkiem ubocznym takim maleńkim, maciupcim jest niestety utrata wagi. Niektórzy tracą pokaźne ilości kilogramów ja straciłam tylko 30. Człowiek się tyle napracował tyle lat przeleżał na kanapie z ciastkami w ręku a tu masz ci los wszystko poszło się je.....ć (mówiłam nie dla dzieci). To nawet nie chodzi o super sylwetkę bo w tym wieku i po takich przejściach to ja już takiej super nie będę miała. Chodzi znowu o wydatki bo trzeba zmienić wszystko od majtek po kurtki i kożuchy! A już najgorszą sprawą są CYCKI o tu mogę zaszlochać rzewnie , nie że nic nie zostało bo cosik tam jest (fajny cosik hehe)ale po moim pięknym obfitym biuście matki Polki pozostało tylko wspomnienie....

Takie to ciężkie życie jest biegaczki przez małe b jak ja!!
A czemu przez małe b bo wiecie tacy prawdziwi biegacze to w zawodach startują, półmaratony i maratony biegają a ja tak sobie tylko dla czystej szczęśliwości biegam. Zazdroszczę im baaaaardzo i mam nadzieje że i mi kiedyś będzie dane jakiś medal na szyi zawiesić. A na razie musi mi starczyć mega radość z tego biegania i moje skutki uboczne :-)
PS zapomniałam o jednym skutku ubocznym nie mam pojęcia co jest w telewizji bo jej nie oglądam !!!!(Gwiezdne Wojny to wyjątek).

wtorek, 20 października 2015

Larwa, poczwarka, JA, czyli mój pierwszy raz!

Poczwarka
Ostatnie stadium larwalne po zgromadzeniu wystarczających zapasów zaczyna proces przekształcania się w poczwarkę. Część larw przygotowuje sobie na ten okres kokon lub kolebkę albo tylko wyszukuje odpowiednie dla swojego gatunku miejsce (w ziemi, w zwiniętym liściu, w łodydze, w załomku muru). Po tych przygotowaniach zaczyna się okres całkowitej przemiany. W tym czasie wewnętrzne narządy larwalne ulegają całkowitemu rozpuszczeniu (histolizie) i fagocytozie(Wikipedia).

Dosyć horroru skończę na tym rozpuszczaniu!!!

Był październikowy chłodny wieczór dokładnie rok temu, społeczeństwo zaległo na kanapach przed wielkimi płaskimi telewizorami, Poczwarka też!! Nie pamiętam co tam leciało coś nudnego, w ręku obowiązkowa paczka ciastek pychaśnych z dżemem ulubionych. I przyszedł ten stan całkowitego znudzenia takiego znudzenia, że zamiast patrzeć w telewizor poczwarka zaczęła myśleć, myśleć, i myśleć i nagle BUUUUUUUUUM!! Idę pobiegać powiedziała nieśmiało. No reakcja w rodzinie była boska mąż: czy ty ochu.......aś zimno jest co ci do głowy przyszło, dzieci: mama zdrowa jesteś? I ogólny śmiech na sali. Dobra idę pomyślałam słowo się rzekło, no tak tylko w co ja się ubiorę (no jak to kobieta pierwsza myśl to ciuchy hehe)ale serio sport to ja w liceum uprawiałam a w jeansach to średnio mi się będzie pomykać. No i tu pojawiają się one takie powypychane, z plamami, jakąś tam dziurą spodnie dresowe podomowe, które KAŻDY ma ale nikt się do tego nie przyznaje haha. Wciągnęłam owe strasznie urocze dresiki jakiś polar, trzy bluzy, no bo zimno przecież, i ruszyłam po najważniejszy atrybut biegacza (nie miałam wtedy o tym pojęcia oczywiście) BUTY! Szafa w przedpokoju wypchana po brzegi kapciami ale gdzie są te moje adidasy? Nie było wyjścia wszystko z szafy wyfrunęło i znalazły się adidasy z czasów studiów piękne prawie nówki :-). Nawet pasowały, podeszwa tylko trochę się kruszyła ze starości pewnie się przeterminowały. I stało się po 45 minutach byłam gotowa: zgrzana, czerwona te trzy bluzy już działały, wyglądałam jak Pi lub Sigma nieważne pomyślałam jest ciemno i zimno nikogo nie spotkam!! A jeszcze czapka i rękawiczki zawróciłam do szafy dobre pare minut szukania jakiegoś w miarę sportowego kochera na głowę i ta dam to ja biegaczka !!! Spojrzałam w lustro i aż cud że się wtedy nie poddałam!!!! No rącza łania to ze mnie nie jest pomyślałam i ruszyłam.
Wyszłam na ulicę najpierw przyczaiłam się przy furtce, myślę trochę poudaje że tak sobie tylko stoję i przy okazji się rozejrzę czy ktoś nie idzie. Było pusto! Dobra czas ruszyć w oknach cała rodzina prawie tarza się ze śmiechu, nie ma to jak wsparcie. Ruszyłam ja rącza łania, no może raczej rączy hipek!! Pot spływał mi po całym ciele już zanim ruszyłam bo oczywiście ubrałam się za grubo, serce waliło ze strachu, mroczki przed oczami ale biegłam szurając nogami i w tempie żółwio ślimaczym. Dobra pomyślałam teraz trochę marszu przebiegłam już taki kawał. Wpadłam na lampę obejmując ją w radości że mam się czego złapać serce wali, oddechu nie mogę złapać, umieram i obejrzałam się za siebie. To był błąd, załamka a może wiadro zimnej wody na zlany potem głupi łeb przebiegłam jakieś 50 metrów...........Miałam wtedy pewne powody (nie do końca fajne dlatego ich nie opiszę, może kiedyś) dla których nie chciałam się poddać ruszyłam więc dalej przeczłapałam tą swoją ulicą w tą i z powrotem. Wróciłam zlana potem, zadyszana, obolała, dumna i szczęśliwa że tam wtedy na tej lampie nie umarłam. I już wtedy wiedziałam że to nie był mój ostatni raz.......... :-) C.D.N.

poniedziałek, 19 października 2015

Serialowo to nie jest z tą miłością u nas w domu!

Naoglądał się człowiek seriali, filmów, książek naczytał, nasłuchał mądrości i zamarzyły mu się dzieci. No bo tak: jest nas dwoje jest słodko ale przyjdzie czas że dzieci się przydadzą i nie chodzi mi o spłacanie kredytu we frankach na starość, przychodzi potrzeba taka nie wiadomo skąd chęć żeby koniecznie dzieci mieć! A potem jak człowiek tonąc w szczęściu i miłości przebrnie przez etapy pielusze i inne takie małodzieciowe nagle czuje potrzebę posiadania drugiego potomka (może nie wszyscy ale u nas tak było). Skąd się ta potrzeba bierze ano bo przecież miłość braterska jest najsilniejsza a nas kiedyś zabraknie i takie tam. Do tego dochodzi sielankowy wizerunek z seriali mojego dzieciństwa jak to brat waleczny zawsze bronił siostry i razem mieli same super przygody i byli najlepszymi przyjaciółmi taaaaaaaaaaaaaaaa.

A teraz życie. Dnia 14.05 któregoś tam roku mua powiła dziecię i dała mu na imię Maciek. Dwa lata później pod wpływem wymienionych wcześniej powodów i miłości ofkors dnia 4.07. przyszła na świat urodzona oczywiście przeze mnie Zofija. I się zaczęło.............
Jest bosko mieć dwójkę dzieci, kocham je nad życie i takie tam oczywistości ale do owej serialowej sielanki trochę nam brakuje. Blady świt za oknem mgła zimno, parzę kawę, w głowie miłe wspomnienie upojnej nocy z mężusiem (hehe nie mogłam się powstrzymać) w radiu jakiś Sting od rana coś tam mruczy i MAAAAMAAAAAAA on się zamknął w łazience, mama ona mnie denerwuje, mama on nie chce wyjść, mama on mnie pobił, mama ona jest jakaś nienormalna, mama on mnie szturcha czytaj dotknął, mama ona mnie popchnęła znaczy przeszła obok i tak aż do szkoły kochane rodzeństwo zawiozę! Czasem myślę że jedynym powodem dla którego każde z rodzeństwa wstaje rano i tak ochoczo pędzi do łazienki jest to by zablokować ów przybytek rozkoszy porannej i nie wpuścić drugiego do środka. Nie nie moi mili czytacze to nie są NASTOLATKI to są dzieci małe 7 i 9 lat!! Strach się bać co to będzie z ich braterską miłością jak wkroczą w ów nastolatkowy okres.
Są wyzwiska: ty szlamo, gadzie ty, wstrętny bracie hit mojej córki ogórku kiszony w słoiku (maciek się obraził na dwa dni po tym wyzwisku) no i najgorsze po którym pojawiają się łzy rozpaczy gupek!!!! Są złośliwości i skarżenie tzw kablowanie ooooo to jest najgorsze i najokrutniejsze. I jak zaobserwowałam daje stronie kablującej olbrzymią satysfakcję i uśmiech, który doprowadza rodzeństwo podkablowane do białej gorączki!!!!! Jest też zemsta czyli kablowanie w odwecie. Są wreszcie RĘKOCZYNY uuuu brzmi groźnie. Pamiętam jak byłam dzieckiem i bez opamiętania tłukłam się z moimi siostrami, pozdrawiam :-) moje siostry w tym miejscu szczerze i serdecznie hehe. No ale to były inne czasy panowało wtedy przyzwolenie na klapsy i stresowe wychowanie, teraz czasy inne i bicie się brata z siostrą nie jest już w modzie ani normie! Nie jest to jakieś kung fu panda czy coś ale włosy można stracić i inne bitewne blizny zdobyć. A jak są blizny czytaj zaczerwienienia to już połowa sukcesu bo można mamie pokazać i całe bitewne poświęcenie nie idzie na marne!

Tak to sobie słodko nie serialowo żyjemy i czekamy na lepsze czasy (nie to nie o wyborach haha), kiedy to brat zawsze siostrę obroni a ona go słodko utuli w razie W. A na koniec żeby nie było że tak źle spaceruje dziś z Zosią po parku i pytam ją: Zosiu czy ty kochasz swojego brata? No pewnie mama że kocham. A jak myślisz czy on kocha Ciebie? Pewnie mama że kocha tylko on nie powie bo to chłopak jest, wiesz oni się wstydzą i takich rzeczy nie mówią :-)Zna się dziewczyna na facetach co?

środa, 14 października 2015

Zmienne nastroje moich dzieci. Czyli dwie twarze mamy!

Wiem nie jestem idealną mamą! Nie piekę ciepłych bułeczek co rano, nie robię artystycznych śniadanek do szkoły, mam humory, fochy i inne takie kobiece przywary czasem mi się chce a czesem nie posprzątać, nie zawsze mam humor na czytanie bajki w łóżku, i w co ciężko uwierzyć nie zawsze chce mi się zagrać w skrable!!! Ale przed chwilą usłyszałam że jestem najgorszą mamą na świecie i nikt nie chciałby mieć takiej MATKI jak ja BO kazałam nie kazanie to złe słowo grzecznie poprosiłam moje ukochane dzieciątko żeby nauczyło się modlitwy na religię!! Potwór ze mnie bo widząc opór zagroziłam utratą telefonu!!!!!!!!!!!!!!!!!! Godzinę wcześniej kochane dziecię uroczo trzepiąc rzęsami wyznało mi miłość i poprosiło o kanapkę z nutellą. Oczywiście ja najgorsza MATKA na świecie (no wtedy jeszcze najlepsza)zrobiłam kanapkę dostałam słodziakowego całusa i mocnego tulasa ach było minęło. Teraz jestem ta zła i najgorsza. Jak widać dzieci też mają zmienne nastroje. I uwaga nie chodzi o moją córkę u której choć ma zaledwie 7 lat można by pewnie te humory podciągnąć pod kobiece fanaberie. Chodzi o mojego syna 9 latka!!!! Siedzę teraz sobie piszę żeby tak stres rozładować i cały czas powtarzam sobie bądź twarda, bądź twarda, bądź twarda! Będzie próbował różnych chwytów: trzaskanie drzwiami (już zaliczone), kopanie w ścianę o właśnie słyszę, wrzask ogólny jeszcze nie ma, płacz uuu tu zawsze ja mam ciężko bo serce matki nawet tej najstraszniejszej zaczyna drgać, potem przyjdzie się przytulić oj nie wiem czy dam radę, smary ciekną, oczy podpuchnięte aaaaaaaaaaaaaa jak ja mam dać radę? A może się nauczy i nie będę musiała być taka twarda oby bo nie jest łatwo być najgorszą MATKĄ!!!!!
A na koniec tak na pociechę Maciek ma w tym roku pierwszą komunię i tych modlitw do nauczenia to mamy jeszcze caaaaaaaałe stadko:)Nie pozostaje mi nic innego jak być dalej silną i twardą najgorszą matką od kazania i najsłodszą mamusią od kanapki z nutellą, przytulasów, piżamowych party, tanecznych wieczorków, spacerowej niedzieli, podchodów w lesie, pierniczków na święta, nocnego wstawania, ogniska z piosenką, stania na bramce, wycieczek rowerowych, najlepszych kotletów mielonych na świecie........................:-) PS Właśnie przyszedł i mówi: mamusiu kochana raz przeczytałem mogę telefon? AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA

piątek, 9 października 2015

Waleczny pogromca!!!

Mnie muchy średnio ruszają toleruję gadziny chyba, że włażą mi do kawy!!!! Ale mieszka ze mną pewien typ zwany dalej WALECZNYM POGROMCĄ, dla którego dzień bez muszego truchła jest dniem straconym! No nie łatwe jest życie muchy w moim domu. Po pierwsze mam dwa koty które oprócz królików z nudów i dla rozrywki zjadają muchy. Generalnie zjadają wszystkie robale zwłaszcza Heluta uwielbia muchy, pająki i żuki. Bożena woli większy kaliber ofiary hehe. Po drugie od jakiegoś czasu mam trzecie zwierzątko ma na imię Heniek i mieszka sobie w kuchni. Heniek Henryk Heniutek jest pająkiem i nie miałam sumienia go wyrzucić bo był taki malutki i wyjadał mi muszki owocówki ale mu się urosło. Wypasł się na tych owocówkach i nawet chciałam go wyprosić. Kilka razy wieczorem niszczyłam mu pajęczynę (wiem bez serca jestem) ale on zawsze rano miał już nową jeszcze większą !!! No i został na razie a że urósł przerzucił się na większe muszydła. Tylko wydajność ma małą
No i po trzecie i najważniejsze jest ON WALECZNY POGROMCA!!! Na początku sezonu muszego co roku zakupuje sprzęt w ilości sztuk kilku (plus te z zeszłego sezonu) w różnych kolorach i fasonach i rozkłada je po całym domu żeby zawsze były pod ręką. Tak tak mówię o łapkach na muchy podstawowym sprzęcie mojego pogromcy. Oczywiście ku mojej uciesze no bo nic tak nie cieszy oka takiej gustownej i wyrafinowanej dekoratorki wnętrz (czyli mua ) jak łapki na muchy w każdym ważnym i strategicznym punkcie naszego domu! W sypialni są aż dwie po jednej z każdej strony łóżka. Żeby jeszcze były w jakiś kolorach maskujących ale nie królują kolor żółty, pomarańczowy, czerwony i niebieski! Pogromca każdy dzień zaczyna i kończy obchodem, no może raczej polowaniem krąży po domu i ubija a trup ściele się gęsto!! I na tym kończy o tak trupy pozostawia mnie, jak zwykle od czarnej i brudnej roboty jestem ja! Zbieram te biedne ubite, czasem jeszcze dygające muszki i humanitarnie topię w zlewie. Zosia ostatnio mówi do mnie tak: Mamo wiesz po czym można poznać że Tata jest w domu? Po tym że na podłodze są martwe muchy!!!! Powiem wam tak już przywykłam do łapek ale w szczycie sezonu zakupił lep na muchy i fundnął mi taką muszą girlandę w kuchni !!!!! Bosko sama ze dwa razy się złapałam i kilka włosów straciłam! Długo dziadostwo nie powisiało :-) Sezon się kończy Heniek będzie głodował, koty znajdą inne rozrywki a Waleczny Pogromca się przyczai i będzie trwał w słodkim uśpieniu do wiosny aż pojawi się pierwsza mucha a szaleńczy uśmiech zawita na jego twarzy!

wtorek, 6 października 2015

No ja cie założyłam bloga!!!!!!

Ja stara krowa zaraz czterdziecha (no za dwa lata)biorę się za pisanie bloga?! Ło matko blogi się źle kojarzą szafiarki te sprawy (bez obrazy ja strasznie zazdroszczę wszystkim którzy mają dobry gust i szafę pełną ciuchów ja ni mam). Otóż nie będzie to blog szafiarkowy, szafiarski czy inny garderobiany ani nawet lajfstajlowy hehe. No taką mam nadzieję !!! Moje skromne życie mamy, żonki-małżonki, kury, biegaczki przez małe b, posiadaczki dwóch kotów, UWAGA nauczycielki!!!, mieszkanki cudownej dzielnicy Piwonice, starej harcerki, foto maniaczki, kuchareczki od szarloteczki i jak się okazuje poetki wierszo-kletki dostarcza mi tylu wesołych chwil w życiu, że mam ochotę podzielić się nimi. A z kim? Nie znam się na tym całym interesie blogowym, tak sobie po prostu popiszę może komuś to radochę sprawi i łzy radości popłyną po jego policzkach!!!